czwartek, 27 listopada 2014

cel...


żeby być szczęśliwym trzeba mieć cel w życiu... trzeba do czegoś dążyć... ciągle i bez przerwy... banalne to... aż przykro pisać takie banały... ale na tym blogu czasami banał musi być...
























niedziela, 16 listopada 2014

ciasto dyniowe z pomarańczową nutą...


...kiedy idziemy po schodach... pomalowanych błyszczącą... mahoniową... farbą olejną...widać że farba się łuszczy... nie wiem który to już raz były malowane... może 9 może 11... straciły swój pierwotny i lekki kształt... tyle tych warstw... że aż ostre krawędzie zrobiły się zaokrąglone przez coroczne nakładanie farby...
...i kiedy idziemy po tych schodach... i Marek i ja przynosimy w plecakach... niedojedzone śniadanie... pierwsze przyjaźnie... jedynki z polskiego i z matmy...pierwsze miłości...  pierwsze kłótnie i kłopoty...
...i kiedy i On i ja po tych schodach idziemy... Marek krzyczy "Mamaoo co na obiad?..." a obiad jest zawsze... i tak idziemy po tych schodach... najpierw 8 lat... potem jeszcze 4... a potem jeszcze kilka... i On i ja wiemy bardzo dobrze... że obiad jest zawsze...
ulubione pierogi z rozgotowanym ciastem... albo mój krupnik... albo Jego barszcz ukraiński... na deser okropny budyń... lub własnej roboty sok pomarańczowy w upalnym czerwcu...
jak ja to teraz doceniam... po tylu latach... no i jak ja bym chciała żeby moje dzieci doceniły... kiedyś... że ja tak z tymi bułkami i z tymi zupkami i ciastkami wyskakuję co chwila...  których nikt nie je... albo zje z grzeczności...
u mnie w domu nie ma obiadu codziennie... właściwie teraz jest jak jestem w domu... ale pewnie za jakiś czas nie będzie... co robić...?
i ta kuchnia co sercem domu... ciepła i pachnąca... i ten stół taki ważny...  co to Tosia w nim dziur narobiła tłuczkiem do mięsa... przy którym i tak nigdy nie możemy zasiąść wszyscy razem...
i żeby zawsze się pamiętało... szczególnie jak ma się już dość siedzenia w tym domu... przy robieniu po raz 48 pomidorówki... że dzieci nie są wiecznie małe... i że kiedyś sobie pójdą w swoją stronę... i dopiero za jakieś 20 ... 30 lat... docenią znienawidzoną pomidorową...

chciałam napisać o sercu każdego domu... o kuchni... a wyszło że to matka jest tym sercem... jak zawsze... i pewnie nikogo to nie dziwi... o czym to post wreszcie... o cieście dyniowym? o cierpliwości czy o przemijaniu... no dobrze... niech będzie... tylko cierpliwość nas ratuje... jest taka kobieta która  kiedyś powiedziała...
"... Boże... ile jeszcze koszul do uprasowania... jajecznic do usmażenia... historii do opowiedzenia...rozmów do odbycia... choinek do ozdobienia... jeśli zrobię choćby tylko tyle nie zmarnuję życia... to wystarczy..."
i ja Jej teraz bardzo dziękuję...


... K.S. ...


















250 ml musu z dyni*
200 g masła
3/4 szklanki cukru
1 opakowanie cukru wanilinowego lub 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
 skórka starta z 1 dużej pomarańczy
 3 jajka, oddzielnie żółtka od białek
 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody


Tortownicę o średnicy 23 cm posmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 180 stopni z termoobiegiem.
Do garnka włożyć masło, roztopić na małym ogniu mieszając (starać się nie podgrzewać za bardzo). Dodać cukier oraz cukier wanilinowy i wymieszać. Odstawić z ognia.
Dodać mus z dyni i skórkę z pomarańczy, wymieszać i ostudzić (masa może być lekko ciepła). Odłożyć pół szklanki masy na polewę (ja odłożyłam i dodałam rozpuszczoną tabliczkę białej czekolady;). 

Do reszty (większości masy) dodać żółtka i wymieszać.
Mąkę przesiać do czystej miski razem z proszkiem do pieczenia. Dodać ją do masy w 3 partiach, za każdym razem dokładnie mieszając łyżką.
Białka ubić na idealnie sztywną pianę i dodać do masy, bardzo delikatnie wymieszać łyżką.

Masę wyłożyć do tortownicy. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 45 minut. Wyjąć z piekarnika i ostudzić. 
Połączyć składniki polewy i polać ciasto gdy będzie już ostudzone.


*Aby przygotować mus z dyni musimy ją najpierw upiec. 
Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni C. Dynię kroimy na kawałki razem ze skórą. 
Usuwamy miąższ z pestkami. Kładziemy na blaszce skórką do dołu i wstawiamy do piekarnika na 30-40 minut. 
Łyżką wyjmujemy miąższ ze skórki i miksujemy na gładki mus.






środa, 12 listopada 2014

chrzciny...

Monika jak zrobi zdjęcie to...

Monika to zawsze solidna firma... konkretna... otwarta na pomysły...
u Moniki zdjęcia mocno "ustawiane"... nie muszą być nudne...

polecam Ją ogromnie... ;) Monika Stasiulewicz





jeszcze raz dziękuję...







środa, 5 listopada 2014

mapy...

wiedziałam że Ją kupię... wiedziałam że o Niej nie napiszę...
ale stało się...
no ale jak ja mogę nie napisać... skoro to ja Ją bardziej kupiłam dla siebie niż dla Niego...
jak ja Ją w kilku księgarniach w palcach obracałam... w kilku sklepach internetowych do koszyka wrzucałam... żeby potem znowu nie kupić... i na ilu blogach o niej czytałam.... aż w końcu ile wieczorów to ja się nie mogę doczekać... aż zaczniemy Ją czytać... Tośka ją przechwyciła chociaż dedykacja w Niej dla Tymona... "mamo a może to Tymon będzie ją pożyczał ?..."
i po cichu zerkając na mnie wkłada ją między swoje książki...

oj uwierzcie że warto ją mieć w domu... podobno posiłkują się nią gimnazjaliści... piękna... choć nieporęczna... bo strasznie duża... ale inna nie mogłaby być... interesująca ... prosta...








w radiowej Dwójce świetny wywiad... o tym jak się ma rynek książek dla dzieci... a ma się podobno świetnie...;) Przy dobrej ksiażce dla dzieci bawią się także dorośli

Ola Cieślak mówi... że pisząc teksty dla dzieci stara się mieć w pamięci.... że jednak czytają je dorośli więc też powinni się przy tym dobrze bawić ... jeśli im się książka spodoba to spodoba się także dzieciom...
















swoją drogą ... MAPY przekładane na kilka języków... i nominowane do prestiżowych nagród ... zagościły i u nas na dobre...


zobaczcie tutaj WYDAWNICTWO DWIE SIOSTRY ... mistrzostwo świata !!! najlepsze moim zdaniem wydawnictwo dla dzieci w Polsce...




Polub Tochanę na Fb...