"mamo idę w krzewy..."...czasami sama... czasami z koleżankami... "mamo idziemy z Izą w krzewy..."
uwielbiam zboże ... mogłabym siedzieć godzinami przed hektarem pszenicy i gapić się na nią ... taki spkój mnie ogarnia i niemoc...
a jak już kombajny (których M. nienawidzi z oczywistych powodów...) ruszą w pole... to jak miód na moje serce... pamiętam krzątaninę i gwar na niejednym podwórku do późnych godzin nocnych... przesypywanie pszenicy... pędzące ciągniki... pomoc... czy raczej przeszkadzanie przy koszeniu... czekanie od 6 rano na przejażdżkę wielką maszyną... "dzisiaj na naszym polu!!!"... piekące nogi i ręce od jęczmienia... ciężkie wiadro nie do udźwignięcia... i miłe uczucie pod stopami... kiedy stoję na przyczepie po kolana zanurzona w rzepaku...
a teraz ją coś ciągnie w to zboże... jakaś tajemna siła każe iść... i stać po ramiona w tej gęstwinie... i wyłuskiwać te śmieszne ziarna... gotowej do skoszenia pszenicy...
Bardzo podoba mi się ten tekst, jest wspaniały, uspokaja i wieje od niego ciepłem i jakbym właśnie czuła zapach tego zboża, koszonej pszenicy, jakbym zanurzała się w dzieciństwo...
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFaktycznie bardzo ciekawie napisane. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń