tymczasem... u nas akcja pt. "malowanie przed porodem"... ścian oczywiście... a jak każda ciężarna wie... i jak napiera na to żeby cała chata lśniła jak złoto... to chyba nie muszę żadnej ciężarnej tłumaczyć... za to żaden facet nie pojmie syndromu "wicia gniazda" tuż przed rozwiązaniem... no i ja też już się poddaję i przestaję tłumaczyć... do następnej ciąży...;p
no cóż... tak to już jest... o Tymonie wiem że lubi głośną muzykę... i głos Tośki... i nektarynki... i ciasto... i truskawki... i... a czego On nie lubi... staram się przygotować na to co się stanie w naszym życiu za kilka dni... jakoś wyciszyć... średnio się udaje... mam wrażenie że jak Tymon już będzie z nami będzie łatwiej... choć wszyscy mówią że będzie trudniej... a ja sobie myślę że będzie po prostu inaczej... więcej skarpet do prania... większy garnek rosołu do ugotowania... dwie pary kaloszy pod drzwiami... ale też dwie głowy do ucałowania... cztery zdarte kolana... no i dwie ręce do prowadzenia podczas spaceru... i przez życie...
Piękny wpis, wzruszający. U was tak sielsko... i ten pierścionek! Odpustowy? Dzieciństwo mi się przypomniało! A ta kula na sznurku, co to? Zakamarki pamięci podpowiadają, że miałam kiedyś coś takiego!
OdpowiedzUsuńTo piłeczka na gumce... Też odpustowa... ;) dziękujemy za komentarz ... Zaglądamy do Was od dawna...
OdpowiedzUsuń