książka jak członek rodziny? dlaczego by nie...?
kilkunastu a nawet kilkudziesięciu członków rodziny... jak w ogromnej włoskiej rodzinie... każdy ma swój niepowtarzalny charakter głośno mówi swoje zdanie... i każdy chce wyjść przed szereg... ale jest taki członek rodziny który stoi trochę z boku... trochę nieśmiały... zagubiony...
Tosia miała około 5 miesięcy kiedy wyruszyła z nami... to nie był wyjazd do disneyland'u...
pojechaliśmy w miejsce w którym coś się kończy i coś się zaczyna... był koniec lutego... zima ze śniegiem i minusową temperaturą... pamiętam jak karmiłam ją w aucie... a potem wszyscy poszliśmy tam... było za zimno więc w połowie zwiedzania postanowiłam że poczekam w budynku... czas się dłużył... i wtedy zobaczyłam w skromnym sklepiku z pamiątkami.... książkę...
opis do niej zaczyna się tak... "jak to możliwe że w obozie koncentracyjnym, gdzie cierpieli i ginęli ludzie, powstały bajki dla dzieci, z pięknymi kolorowymi ilustracjami i starannie wykaligrafowanym tekstem?..."
te bajki to świadectwo miłości...
próbuję wyobrazić sobie kogoś kto je napisał... i kogoś kto na nie czekał... może to ojciec na sześć dni przed swoją śmiercią... a po drugiej stronie może jego niecierpliwy syn ... na próżno...
książkę można kupić przez internet... ale ja całą sobą zachęcam do kupna na miejscu...
byłam tam kilka razy...
tam gdzie wszystko się kończy i wszystko się zaczyna...
bierzemy udział w akcji Przygody z książką tutaj
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja ciągle nie mam odwagi tam pojechać. Szczególnie teraz dy dzieci za duże, żeby nie zorientować się gdzie są i za małe żeby pojąć. Z reszta kto to jest w stanie pojąć w ogóle?
OdpowiedzUsuńwiem co czujesz... ale namawiam... ;) i pozdrawiam
Usuńja też zbieram się do tej wizyty co roku odwiedzając południe Polski... i za każdym razem tchórzę (w tym roku kolejny raz pojechaliśmy do Wieliczki ;/)
OdpowiedzUsuńmoże jeszcze raz powinnam zacząć "oswajanie" tematu od tej książki? chociaż myśl, że i ta miłość nas łączyła, nic nie ułatwia
P.S. mamy takiego samego SAS-a :)
SAS jeszcze mojego męża... ;) pozdrawiam...
UsuńDreszcz przerażenia z ciekawością przeszedł mi po plecach...my mamy do Oświęcimia bardzo blisko, ale nie jest to miejsce, które się chce odwiedzać...ogrom cierpienia i nieszczęścia przytłacza na długo.
OdpowiedzUsuńczuję jakbym musiała tam być co jakiś czas... jakbym komuś obiecała pamiętać...
UsuńTeż nie byłam nigdy. Zdezerterowałam z wycieczki szkolnej.
OdpowiedzUsuńChyba mi przeszedł dreszcz! Niezwykła książka, wyjątkowe realia. aż trudno uwierzyć, że mogły Tam powstawać bajki.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia pełne ciepła i zabawy :)
niezwykla książka! nie słyszałam o niej nigdy! muszę o niej pamiętać
OdpowiedzUsuńByłam tam dwa razy przed maturą. Jestem z południa więc zawsze są w to miejsce wycieczki ze szkoły. Mocno przeżyłam. Tymka zabiorę jak dorośnie i wtedy może zakupimy książkę?
OdpowiedzUsuńTo jest na prawdę niesamowite. Bajki, które nie ma wątpliwości, że powstały z miłości.
OdpowiedzUsuń