sobota, 5 listopada 2016

chińczyk...





Przyszedł taki czas że ciast nie piekę...
a tylko w biedronce kupię kawałek (a zerknę co by za dużo konserwantów dzieciakom nie serwować)
podłogi  co dwa dni nie myję... i z dziećmi na dywanie puzzli nie układam...
przyszedł taki czas że muszę bardzo się postarać...
i sprawić by być w dwóch miejscach na raz...
w tej chwili jak nigdy czuję że mam dwójkę dzieci...
ale one czują że mają tylko jedną matkę... bo w nosie mają że matka się rozdwaja...
w ten sposób to nie jest ani tu... ani tam... całym sercem...
no cóż przyszedł taki czas...
ale może kiedyś minie...
ja mam tylko lęk że ich dzieciństwo też mija... ze mną w połowie... to tu... to tam...


jak ja bym chciała napisać że jestem kurą domową...
no cóż dziewczyna z lokami na głowie zawsze będzie zazdrościła tej z prostymi włosami...
i odwrotnie.........

Tymon się klei do nogi "Wróciłaś!!! mama...!!!"

trzy rzeczy są dziś dla mnie tak ważne jak dla innych zdane prawo jazdy... dostanie się na wymarzone studia... czy kupienie super auta...
trzy proste rzeczy...
najzwyklejsze w świecie...
które robię każdego dnia...
i bez których świat mi się zachwieje i runie jeśli się nie pojawią...

chińczyk w którego gramy wieczorem całą czwórką
przeczytanie Tośce bajki o kotach na dobranoc
i schowanie się z Tymem pod naszą kołdrą ("Mama chodź z nami do lasu... starego... łowić ryby...")





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub Tochanę na Fb...