widziałam ich raz... przez trzy sekundy... z okna samochodu... i nigdy więcej ich nie zobaczę... szli razem... Ona pchała wózek z dzieckiem... On niósł zakupy... stali przed przejściem dla pieszych... sznur samochodów... każdy się spieszy... my też do Tyma...babcia już sms-y wypisuje czy mleko mu zrobić... nie nie mamo... ja już zaraz będę... M. się zatrzymał ... Ona szczupła... i zwiewna... włosy do ramion... zbyt krótkie i zbyt długie jak dla mnie... nie wyszłabym w takiej fryzurze z domu... tak myślę... ale ona taka piękna w tej burzy loków... świeżo umyte... blond z ciemnymi odrostami...
On jakby od niechcenia ... podnosi rękę w podziękowaniu za to że M. się zatrzymał... choć ręce pełne siatek z zakupami... i wielka paczka pieluch...nie szczerzy zębów w uśmiechu... ale widać że taki pogodny... wyglądają jakby skończyli dopiero co 19 lat... zbyt młodzi tak myślę... żeby ten wózek pchać... ale Oni tacy piękni... idą w stronę wielkiego blokowiska... pewnie do tego mieszkania... gdzie kuchnia jedna pod drugą... i lampa w każdym zbyt ciasnym mieszkaniu... nad stołem w tym samym miejscu...
oddalają się... szkoda... a my odjeżdżamy...
jechałam z mamą i Tymonem do wielkiego miasta... do lekarza... no bo gdzie i po co ta matka polka najczęściej się wybiera... do lekarza z dzieckiem ma się rozumieć... do specjalisty najczęściej.... jedziemy... gadka szmatka...nagle widzę jak z naprzeciwka jedzie coś... coś bardzo niskiego... jakiś pojazd... ze sterczącą długą chorągiewką... mówię do mamy co to? ona na to że nie wie... jest jeszcze za daleko... zbliża się... a ja już nic nie mówię... to rowerzysta... niepełnosprawny.... jedzie na rowerze coś na kształt 3 kołowca... jedno koło wysunięte daleko do przodu... dwa z tyłu... a on leży... i pedałuje rękami... za nim sznur samochodów... profesjonalnie ubrany... w okularach w kasku jak kolarz...
taki sam jakiego często mijasz na trasie... tylko na leżąco... patrzy w niebo... spojrzałyśmy na siebie z mamą... ale żadna z nas nie powiedziała ani słowa...
facet z okna samochodu widzi we mnie pewnie jakieś dziwadło i wariatkę... zgubiłam myszkę drewnianą... z targu staroci... upał straszny Tymon się wydziera jakby Go ze skóry łupali... Tośka marudzi że jej za gorąco... narobiłam rabanu... facet przygląda się i pewnie myśli że zgubiłam portfel z milionem dolarów... tymczasem... myszka kosztowła 2 zł.... ale jak ja ją mogłam zgubić...??? po powrocie do domu okazuje się że myszka cały czas była w wózku... no więc ja Tego pana chciałabym przeprosić za swoje zachowanie... chociaż ubaw miał pewnie przedni ;)
sznur aut pod lodziarnią... lody najlepsze na świecie... truskawkowe.... smak który pamiętam od dziecka... idę... pcham wózek... Tymon dzielnie obgryza wafelek... mijam auto... a za plecami słyszę szepty... "ten chłopczyk ma Downa..."
ile aut... tyle historiii...
...z okna samochodu...
Piękne historie :)
OdpowiedzUsuńOoo tak...pięknie :-)
OdpowiedzUsuń