czwartek, 30 kwietnia 2015

rondel...



rzecz będzie o rondlu... a właściwie o rondelku... małym różowym...

dostałam od mamy 100 zł... na urodziny... nie powiem które bo aż żal się przyznać...
no dobra skupmy się... dostałam te 100 zł... "kup sobie coś... bo Ty masz taki gust... że ja z niczym nie trafię... a tak kupisz sobie co będziesz chciała..." powiedziała mama...
przez głowę biegną myśli jak oszalałe...czegóż to ja bym nie potrzebowała... 100 zł nie majątek... ale też nie mało... jest na bluzkę lub sukienkę... wiem co zrobię... pójdę do kosmetyczki... albo do fryzjera... albo jeszcze lepiej... do księgarni... tak pójdę do księgarni... wydam całe 100 zł na książki... taka będę... a co...nie będę sobie żałowała...
w tygodniu jestem w "mieście" ;p ... w portfelu 100 zł w oddzielnej kieszonce... odłożone tylko dla mnie... żebym się nie zapomniała i nie wydała na spożywkę... no i idę sobie po sklepie... cały wózek zakupów...
kurcze blade nie wiem czy mi wystarczy... i widzę Go... mijam... ale wracam... ze dwa razy przechodzę obok... ale w końcu podnoszę... ale by mi się przydał taki rondelek... nie mały... nie duży w sam raz... bo jak Tymowi zupę grzeje to zawsze ten rondel za duży albo za mały... a Tośce jakby się podobał... bo różowy jest... myślę sobie... a nóż widelec Tośka zje coś mega wartościowego np. jakieś warzywo... jak ja w tym rondlu coś upichcę... i powiem Jej "...Tosiu ugotowałam tą  zupę w nowym różowym rondelku co Ty na to?... może się poczęstujesz...?"
no i stało się...
na zakupy zabrakło... więc dołożyłam...
rondel nabyłam...
i pozbyłam się urodzinowej kasy...




jeżeli jesteśmy w temacie rondli... to jak Kazia Szczuka zrobi buraki to mucha nie siada...;)


kilka buraków
oliwa z oliwek
cytryna
musztarda
ocet balsamiczny
natka pietruszki
słonecznik
czosnek
pieprz
sól

nieobrane buraki myjemy...
pieczemy w piekarniku w temperaturze 200 stopni przez 1 godzinę lub dłużej jeżeli nie są miękkie
upieczone buraki obieramy ze skóry i kroimy w dowolne kształty
polewamy oliwą z oliwek, sokiem z cytryny i octem balsamicznym
dodajemy łyżkę musztardy, poszatkowaną natkę pietruszki
doprawiamy czosnkiem, pieprzem i solą
posypujemy słonecznikiem...


do tego zwykła "kartoffelsalat" i ciasto z rabarbarem... ;)














wtorek, 21 kwietnia 2015

9 miesięcy...

czasami jest tak że biorę się za jakiś temat... zastanawiam się z której strony go ugryźć... ale czasami pojawi się ktoś kto potrafi ująć to sto razy lepiej niż...
a jeżeli jeszcze myśli w ten sposób co ja... to już w ogóle jestem w siódmym niebie... ;)

...w tym temacie mam niewiele do powiedzenia... ponieważ wiele... a prawie wszystko zostało już powiedziane...
zmieniają się nam priorytety... jakby to napisać żeby się nie narazić...
no dobra karmię piersią...
Tymon ma 9 miesięcy... a ja karmię... Tosi w jego wieku już nie karmiłam...

resztę doczytacie sobie tutaj:

u ROŻA MARZY jeszcze karmisz...?


i u guru karmienia naturalnego HAFIJA woda sama woda... ale nie tylko ten wpis... jest wiele innych godnych przeczytania... warto wypełnić ankietę dostępną na stronie... ach... studnia bez dna...

niech te teksty będą pewnego rodzaju drogowskazem przed rozpoczętą lub nadchodzącą przygodą z karmieniem...




* ani jedno słowo w tym poście nie jest przeciwko mamom które karmią mlekiem modyfikowanym...




piątek, 17 kwietnia 2015

znalezione...

znalezione fotosy...
jak mi się już nie mieści ani jedno zdjęcie w aparacie... zrzucam wszystko na komputer... i takie kwiatki mi się trafiają... ;)























środa, 15 kwietnia 2015

charakter...



...kiedy spodziewasz się dziecka... każdemu po kolei mówisz: "nieważna płeć... ważne żeby było zdrowe..." ale kiedy pojawia się na świecie nagle przydałoby się żeby było inteligentne... ładne... ceniące w przyszłości podobne wartości co my... tymczasem często złościmy się na dziecko za to jakie ono jest...

u Tosi w szkole dowiedziałam się że prace plastyczne to raczej jej słaba strona... jakbym obuchem przez łeb dostała... bo to już nawet nie chodzi o to że ja mam aspiracje wysłać ją na Akademię Sztuk Pięknych... (o czym sama marzyłam...) ale ja nawet przez moment nie pomyślałam że Ona nie jest taka jak ja... jakoś tak mi w głowie siedzi... i pewnie nie tylko mnie... że córka to charakter po matce dziedziczy...  a tu masz Ci los... prace plastyczne to dla niej nie jest cały świat...
chyba tego nie przełknę.... a ostatnio czytałam świetny artykuł... bardzo ciekawy o złości na dziecko...
uczymy się mówić o depresji poporodowej... o tym że nie radzimy sobie z nastolatkami wiedzą wszyscy... ale przyznać się... że irytuje nas nasze kilkuletnie dziecko... ooo co to to nie...
"bo przecież miłość do dziecka powinna być czysta nieskalana złymi emocjami..."

nie ma innego wyjścia jak po prostu pogodzić się z tym że dziecko nie jest nami... psycholog dziecięcy podaje przykład pewnej mamy... "...kiedy byłam mała i czułam się smutna... bardzo chciałam żeby mama mnie przytulała...dorosłam... wyszłam za mąż... urodziłam dwóch synów... co robiłam gdy widziałam że moim synom jest źle?... przytulałam ich... a oni potrzebowali pobyć sami... gdy byli już starsi...zaczęli o tym mówić...to była trudna lekcja... nauczyłam się że nie są moim przedłużeniem... a okazując im fizyczną czułość nie opiekowałam się nimi a małą dziewczynką w sobie... która kiedyś czegoś nie dostała..."

łatwo kochać dziecko które w pełni akceptujemy... "...trudniej jest szczególnie wtedy kiedy np. matka całe życie nie akceptowała swoich rudych włosów... a teraz takie same ma córka... albo całe życie się odchudza... a teraz widzi że jej córka też ma tendencję do tycia..."

i Ty i ja mówimy... "moje dziecko świadczy o mnie... więc kiedy ono zachowuje się niezgodnie z moimi oczekiwaniami nie trzyma moich standardów to zaczynam go nie lubić..."

Tosia ma w sobie pokłady takich cech... że gdybym poznała dziewczynę w takim wieku jak ja... z takim pokładem cech jaki właśnie Tocha posiada... nie zaprzyjaźniłybyśmy się...
choć wiem że z wielu rzeczy pewnie wyrośnie... np. moja mama podobno nie potrafiła się dzielić jak była dzieckiem... a teraz to ostatnią koszulę odda... jak to jest...? że tyle pokory potrzeba... jak już się dzieci pojawią na świecie... z iloma rzeczami się trzeba pogodzić... na ile ustępstw pójść... ile nie przespać nocy... żeby to wszystko powoli i delikatnie nabierało sensu...





cyt.
"A dlaczego ty taki jesteś!" psycholog, pedagog B. Chrzanowska - Pietraszuk




wtorek, 7 kwietnia 2015

kolejna wiosna...

jest tu wszystko i nic...jako że dzieci mi się pochorowały... to tak jak na grudzień nie zdołałam zrobić kalendarza adwentowego... tak teraz też wiele rzeczy uciekło nam pomiędzy palcami... to taki post bardziej na okrasę jak to się mówi... mało tu zajączków króliczków i tym podobnych ... ale za to dużo inspiracji... a że wiosna się rozpoczyna na dobre wraz z tym zimnym deszczem... i śniegiem mam kilka pomysłów... postaram się informować na bieżąco... ;)






























muminkami zaraziła nas Karolina choć moja Tosieńka charakterna jak Mała Mi... to i tak uwielbia Migotkę...
a dostępne są tutaj  przy okazji zamówiłam nietypowe foremki do pierników... kolejny fajny sklep w sieci...






Polub Tochanę na Fb...